sobota, 28 września 2013

Nalewka na zielonej herbacie.

   Nadal trwa najbardziej szalony, stresujący i szczęśliwy tydzień mojego życia. Zdałam egzamin na prawo jazdy, zostałam magistrem na pięć, a dziś popołudniu się przeprowadzam. W ferworze pakowania (miałam niezłą wymówkę, by choć na chwilę wymigać się od pracy) wrzucam szybkiego posta o tym, czym będę teraz świętować sukcesy.

   Nalewka na bazie zielonej herbaty, prosta w przygotowaniu, jesienna w smakach i aromatach. Rozgrzewająca ale o orzeźwiającej nucie.

Składniki;

2 łyżki liściastej zielonej herbaty (moja była cytrynowa)
szklanka wody
1 twarde, najlepiej lekko kwaśne jabłko
skórka z połowy cytryny
1 szklanka soku z zielonych winogron (może być z kartonu, bądź ze świeżych owoców)*
1/2 l wódki
goździki, wanilia, cynamon, cukier do smaku - opcjonalnie

Herbatę zalewamy gorącą wodą i zaparzamy 10 min. Przecedzamy liście i studzimy. Przelewamy do słoja. Jabłko kroimy na cztery części i usuwamy gniazda nasienne. Ścieramy skórkę z cytryny, można w jednym wijącym się pasku. Do słoja dolewamy sok z winogron i wódkę. Następnie wrzucamy cząstki jabłka i skórkę z cytryny. Do  smaku dodajemy 4-5 goździków, odrobinę cynamonu i ziarenka z połowy laski wanilii. Dosładzamy wedle uznania 3-5 łyżek cukru. Odkładamy na 2-3 tygodnie, a następnie filtrujemy i rozlewamy do butelek.

* pół kilograma owoców białych ogrodowych winogron myjemy, oddzielamy od kiści. Wrzucamy do rondelka z grubym dnem, gotujemy ok 5 min, aż puszczą sok. Przecieramy przez sito, kładziemy jeszcze raz na małym ogniu i dosładzamy do smaku - w zależności od kwaśności winogron (ja dodałam 2 łyżki).



czwartek, 26 września 2013

Nalewka winogronowa.

   Szukam coraz to nowych możliwości przemiany ciemnych, ogrodowych winogron. Był już dżem, dżemowa galaretka, przyszedł czas na coś wyłącznie dla dorosłych. Jako, że opcja wina całkowicie odpadała (nigdy nie piłam dobrego, domowego wina - możliwe, że miałam pecha), postanowiłam zrobić coś dużo prostszego. Nalewka winogronowa jest bardzo orzeźwiająca, lekko kwaskowata, nie bardzo mocna, lecz wciąż rozgrzewająca. Polecam.

Składniki:

70 dag słodkich, ciemnych winogron obranych z kiści
15 dag cukru trzcinowego
0,7 l wódki
opcjonalnie - kardamon do smaku

Winogrona myjemy, lekko rozgniatamy i wrzucamy do dużego słoja. Zasypujemy cukrem (można w tym momencie dodać kardamon ok. pół łyżeczki). Zamykamy wieczko i zostawiamy na 24 godziny. Od czasu do czasu możemy wstrząsnąć naszym słoikiem, by cukier łatwiej się rozpuszczał. Winogrona w tym czasie wypuszczą sporo soku. Następnie dolewamy do owoców alkohol. Całość odstawiamy na 1-1,5 miesiąca, a co jakiś czas potrząsamy, by lepiej nam się wszystko mieszało. Po  tym czasie filtrujemy (najlepiej dwukrotnie) i przelewamy do butelek. Można pić od razu, lecz nalewka najlepiej będzie smakowała, jeśli przeleży jeszcze 2-3 tygodnie, a smaki ostatecznie się wyostrzą i przegryzą.



środa, 25 września 2013

Papryka konserwowa z dodatkiem miodu.

 Ten tydzień jest naprawdę szalony, przygotowuję się do piątkowej obrony pracy magisterskiej, dzisiaj udało mi się zdać egzamin na prawo jazdy (ufff, to była najbardziej stresująca rzecz w moim życiu!).
Ale to nic, wracajmy do tematu, bo dzisiaj zajmujemy się papryką.

 Zawartość miodu w zalewie sprawia, że papryka jest łagodniejsza, odrobinę słodsza, a całość zaskakuje smakami. Przepis wyciągnięty z maminego notesika, który mimo upływu lat, nadal służy dobrą radą.
W normalnych warunkach, zawsze kroję paprykę w paski i dopiero wtedy wkładam do słoików, w tym roku wpadłam w posiadanie maluśkich zielonych papryczek z ogrodu rodziców, postanowiłam włożyć je w całości, wydrylowane jedynie z pestek. Przez to właśnie,  ilość zalewy do moich weków prawie uległa podwojeniu. W normalnych warunkach sprawdza się poniższe zestawienie.

Składniki na około 5-6 900 ml słoiczków:

Zalewa:

2,5 kg papryki, dowolnego koloru, bądź wymieszane
1,5 litra wody
300 ml octu spirytusowego 10%
2 łyżki  miodu
3/4 szklanki cukru
łyżka soli
2 łyżki oliwy, bądź oleju

Dodatkowo do każdego słoiczka:

5 ziarenek pieprzu
2 kulki ziela angielskiego
1 większy liść laurowy
parę ziarenek  białej gorczycy

Papryki myjemy, pozbywamy się nasion i ogonków na górze. Standardowe, duże papryki kroimy w paski, o grubości, która najbardziej nam odpowiada. Małych, takie jak te moje nie musimy, jednak wtedy trzeba się liczyć, że w słoiku mniej nam się zmieści.
Oprawioną paprykę wkładamy do wyparzonych wcześniej słoiczków. Dokładamy do nich bezpośrednio pieprz, ziele angielskie, liść laurowy i gorczycę.

Do garnka wlewamy wodę i ocet, stawiamy na średnim ogniu. Następnie dodajemy miód, cukier, sól, oliwę. Doprowadzamy do wrzenia i zalewę przelewamy do wypełnionych papryką słoiczków.
Zakręcamy je dobrze i pasteryzujemy przez 3-5 min





wtorek, 24 września 2013

Pomarańczowy sos żurawinowy.

   Koniecznie chciałam ze swojej żurawiny zrobić taki typowy, amerykański sos żurawinowy. Jako, że się wkrótce przeprowadzam, najłatwiej było mi go zawekować. Nie trzeba jednak tego robić, sos bardzo długo można trzymać po prostu w lodówce, bądź zamrażarce. Wspaniale nadawać się będzie do mięs, serów. Przepis, którym się posiłkowałam w oryginale wg Marthy Stewart znajdziecie tutaj. Wybrałam właśnie ten sos, z dodatkiem pomarańczy, gdyż moim zdaniem żurawina i pomarańcza to związek idealny!
Mój sos wyszedł bardzo gęsty, taki właśnie chciałam uzyskać, by później móc go podgrzać i wymieszać jeszcze dodatkowo z sokiem pomarańczowym. Całość nabierze wtedy tej świeżości wyciskanego przed chwilą soku.

Składniki:

650 g świeżej, bądź mrożonej żurawiny
skórka starta z połowy pomarańczy
1 szklanka soku pomarańczowego (najlepiej świeżo wyciskanego)
1 i 1/2 szklanka cukru (może być trzcinowy, ale kolor wyjdzie wtedy mniej intensywny)
sól morska i pieprz do smaku (od 1/2 do całej płaskiej łyżeczki - w zależności od gustu i preferencji)

Dodatkowo:

1 szklanka soku pomarańczowego (najlepiej świeżo wyciskanego)

W garnku o grubym dnie mieszamy żurawinę, skórkę z pomarańczy, sok pomarańczowy i cukier. Przyprawiamy następnie i doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy ok 25-30 min. Całość powinna nam się mocno zredukować i zgęstnieć. Kiedy to nastąpiło ja zamknęłam sos w słoiczkach, mocno je zakręcając i stawiając do góry dnem. Można jednak wymieszać gorący sos z sokiem pomarańczowym. Wtedy uzyskamy jego prawidłową konsystencję. Trzymamy niezawekowany sos w lodówce, bądź zamrażarce. Przed podaniem należy jednak doprowadzić go przynajmniej do temperatury pokojowej. Wspaniale też będzie smakował na ciepło. :)



poniedziałek, 23 września 2013

Pikantny dżem żurawinowy.

   Z zebranych przeze mnie żurawin, większość przygotowałam wg babcinego przepisu. Zostawiłam sobie jednak kilogram, by móc trochę poeksperymentować. Żałuje, że tylko tyle, bo możliwości są niezliczone.
Zrobiłam sos żurawinowy, wg Marthy Stewart (o tym już wkrótce) oraz rozgrzewający, lekko korzenny dżem żurawinowy. Wspaniale nada się jako dodatek do mięs, serów, na kanapki czy do słodzenia herbaty.
Już wyobrażam sobie, jak w zimowy, mroźny wieczór zajadam się tym dżemikiem, nie wiem tylko czy to realne. Wątpię, by doczekał tak dalekiego okresu.

Składniki na 2 małe słoiczki:

350 g żurawiny mrożonej bądź świeżej
1,5 szklanki soku pomarańczowego
1 pomarańcza wraz ze skórką
opcjonalnie można dodać miąższ z pigwy
1- 1,5 szklanki cukru
przyprawy: chilli w proszku, imbir, gałka muszkatołowa, kardamon (po ok 1/2 łyżeczki, można dać mniej lub więcej, do smaku)

Żurawinę przebraną i umytą wrzucamy do garnka z grubym dnem. Zalewamy sokiem pomarańczowym, dodajemy przyprawy i czekamy, aż owoce pod wpływem temperatury zaczną pękać. Wydają wtedy charakterystyczny odgłos. Ścieramy na tarce skórkę z pomarańczy, sam miąższ wydobywamy spod białych błonek (są one gorzkie, więc lepiej się ich pozbyć) i kroimy, bądź rwiemy na kawałeczki. Pigwę obieramy i pozbywamy się gniazd nasiennych. Kroimy w małą kosteczkę. Owoce i skórkę z pomarańczy dodajemy do garnka i przysmażamy ok 10 min. Po tym czasie dodajemy cukier. Trzymamy na małym gazie, często mieszając, aż nie otrzymamy odpowiedniej dla nas konsystencji i zgęstnienia (mi zajęło to ok 40 min).
Następnie na gorąco wkładamy do słoiczków i zakręcamy. Stawiamy do góry dnem. Bądź pasteryzujemy jeszcze ok 15 min.






niedziela, 22 września 2013

Czekoladowy dżem malinowo-borówkowy.

   Niestety i maliny i borówki powoli się kończą, z ostatków pozostałych na krzaczkach, chciałam zrobić coś specjalnego. Do miksu tych owoców dodałam więc białej czekolady. Efekt rewelacyjny. Nadaje ona słodyczy, a przede wszystkim zmienia fakturę dżemu, staje się on bardziej kremowy. Kwaskowaty, nie przesłodzony, z nutką wanilii. Koniecznie trzeba dodać lepszą gatunkowo czekoladę. Te tańsze mogą sprawić, że wyczuwalny będzie taki lekki proszkowy posmak (nie wiem jak dokładnie to wyjaśnić).
Samo przyrządzenie banalne, jedyne utrudnienie to fakt, że najlepiej przetrzeć wszystko przez sito, by pozbyć się pestek. Jeszcze jeden minus, znika błyskawicznie. :)

Składniki na 2 słoiczki ok. 300 ml:

1 kg owoców - malin i borówek (dobrze smakować będzie też z jednym z tych owoców) - u mnie 600 g malin i 400 g borówek
3/4 szklanki cukru - można więcej, bądź mniej, wg. preferencji
100 g białej czekolady
ziarenka z jednej laski wanilii - opcjonalnie

Owoce myjemy i wrzucamy do garnka z grubszym dnem. Stawiamy na średnim ogniu i mieszając czekamy, aż owoce puszczą sok. Gotujemy tak ok 10 min. Po tym czasie przecieramy zawartość garnka przez sito. Pozbawione pestek puree znów stawiamy na ogień. Dodajemy cukier i wanilię. Gotujemy ok 15 - 20 min, by całość zgęstniała. Po tym czasie dodajemy połamaną w kosteczki czekoladę i mieszamy, do połączenia z pozostałymi składnikami. Gotujemy jeszcze 5 - 10 min (bądź dłużej jeśli wciąż nie będzie zbyt gęste).
Na gorąco przekładamy do słoiczków, zakręcamy i stawiamy do góry dnem. Bądź pasteryzujemy 15 min.

Smacznego!







sobota, 21 września 2013

Pumpkin pie, czyli amerykańskie ciasto dyniowe.

   Tradycyjne dyniowe ciasto, robione na Święto Dziękczynienia czy Halloween. Kruchy spód i wspaniałe dyniowo - korzenne nadzienie. Podawane z bitą śmietaną smakuje rewelacyjnie. Bardzo delikatne, rozpływające się w ustach, jesienne smaki połączone ze świątecznymi aromatami cynamonu, imbiru, goździków.
  Sama dynia jest w Stanach Zjednoczonych uważana za symbol żniw i zbiorów, nic dziwnego skoro jest rośliną autochtoniczną, o ok. dziesięciotysięcznej historii.
Ciasta z niej trwale zapisały się też w popkulturze, obecne są w piosenkach, wierszach i filmach.
Skoro Amerykanie za nim szaleją, a ktoś nie wybiera się akurat na drugi kontynent, najlepiej przekonać się o co z nim chodzi i skosztować u siebie w domu.

Kruchy spód (Pâte Brisée) na formę do tary ok. 25 cm:

1 i 1/4 szklanki mąki pszennej
200 g zimnego masła
1 i 1/2 łyżeczki cukru (może być cukier z prawdziwą wanilią)
szczypta soli
3 - 4 łyżki zimnej wody

Mąkę wsypujemy do dużej misy. Masło kroimy w kosteczki i dorzucamy do mąki, następnie wsypujemy cukier, sól i wodę. Ugniatamy wszystko bardzo dokładnie,  by masło dobrze połączyło się z resztą składników. Ciasto ma być lekko lepiące. Owijamy je folią spożywczą i wkładamy do lodówki przynajmniej na godzinę.

Dyniowe wypełnienie:

2 szklanki dyniowego puree *
1 i 1/2 szklanki śmietany kremówki
1/2 szklanki ciemnego, bądź jasnego cukru trzcinowego (jeśli użyjemy jasnego, kolor będzie bardziej pomarańczowy)
1/3 szklanki białego cukru
2 jajka i żółtko trzeciego
1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka imbiru w proszku
1/4 łyżeczki zmielonych goździków
1/4 łyżeczki zmielonego kardamony
1/4 łyżeczki startej gałki muszkatołowej
1/2 łyżeczki skórki z cytryny

Do dużej misy wrzucamy cukry, sól, przyprawy, skórkę z cytryny i jajka ( z dodatkowym żółtkiem), chwilę miksujemy. Następnie dodajemy dyniowe puree i mieszamy łyżką do połączenia składników, kiedy to nastąpi dodajemy śmietanę kremówkę i jeszcze raz mieszamy, do uzyskania jednolitej masy.

Piekarnik nastawiamy na 200 stopni.
Wyciągamy ciasto z lodówki i wałkujemy, ciasto będzie się kleić nadal, podsypujemy więc porządnie mąką. Przekładamy do formy od tarty, nakłuwamy widelcem, bądź kładziemy na wierzch obciążniki (na papierze do pieczenia wyłożonym na górze ciasta możemy wysypać fasolki typu Jaś, czy ryż albo ceramiczne kulki, specjalnie do tego stworzone). Pieczemy przez 15 min.

Kiedy spód nam się podpiecze, wyciągamy z piekarnika i nakładamy naszą dyniową miksturę. Pieczemy całość w dwóch etapach. Najpierw 15 min w temperaturze 200 stopni, później zmniejszamy do 170 i pieczemy od 40-50 min. Sprawdzamy gotowość ciasta wbijając końcówkę noża w okolice jego środka, po wyciągnięciu nóż ma być czysty.

Odstawiamy do ostygnięcia, najlepiej na ok. 2 godziny.

Dodatkowo:

200 g serka mascarpone
200 ml śmietany kremówki
1 i 1/2 łyżki cukru pudru
opcjonalnie - cynamon do oprószenia

Serek  i śmietanę wlewamy do misy i ubijamy na sztywno, pod koniec dodajemy cukier puder.

Na chłodne ciasto nakładamy krem i wyrównujemy szpatułką. Opcjonalnie dekorujemy prósząc cynamonem.

        * Puree dyniowego można użyć gotowego z puszki (tak mówi przepis, nie wiem jednak czy coś takiego jest w Polsce dostępne), bądź ze świeżej dyni. W tym drugim przypadku najlepiej zaopatrzyć się w małą dynię, przekroić ją w pół, pozbawić pestek i wrzucić na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia na 1- 1,5 godziny do piekarnika nastawionego na 170 stopni. Kładziemy ją przekrojoną częścią na papier. Sprawdzamy ją tak jak ziemniaki, czy widelec, bądź nóż wchodzi bez problemu. Po ostygnięciu, drążymy łyżką miąższ i wrzucamy do miski, blendujemy i puree gotowe. :)




Przepisy na kruche ciasto i dyniowe nadzienie podejrzałam na tych stronach.

A tak wyglądały zabiegi z dynią od kuchni:)








piątek, 20 września 2013

Marchewkowe cupcakes.

   Lubicie ciasto marchewkowe? Jeśli tak, pokochacie te cupcake'i! Delikatnie korzenne, puszyste, lekko wilgotne od marchewki, najeżone orzechami...przepyszne! Zakochałam się w nich i nic nie poradzę. Jeszcze do tego frosting z kremowego serka...cudo! A wykonanie? Proste, szybkie i przyjemne, czyli tak jak lubię najbardziej.

Składniki na 12 babeczek:

200 g cukru trzcinowego
2 jajka
200 ml oleju 
200 g mąki
1/2 łyżeczki sody
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 płaska łyżeczka cynamonu
1/2 płaskiej łyżeczki imbiru
szczypta soli
pół łyżeczki ekstraktu waniliowego
200 g startej surowej marchewki
60 g pozbawionych łupin orzechów laskowych, posiekanych

Nastawiamy piekarniki na 170 stopni. Formę na muffiny wykładamy papilotkami.

W misie miksujemy ze sobą jajka, olej i cukier, aż pozbędziemy się widocznych kryształków cukru. Do naszej masy dodajemy ekstrakt waniliowy i jeszcze chwilę ubijamy. Sypkie składniki (mąkę, przyprawy, sodę i proszek do pieczenia) łączymy wpierw w innym pojemniku. Następnie zwalniamy obroty miksera i partiami dorzucamy sypkie składniki do powstałej masy. Kiedy całość stworzy jednolitą konsystencję mikser odstawiamy, dokładamy startą marchew i posiekane orzechy. Łączymy z masą już łyżką i nakładamy do papilotek na 2/3 ich wysokości.

Pieczemy 20 - 25 min, wyciągamy kiedy zrobią się pięknie złotobrązowe. Odstawiamy do ostygnięcia.

Krem:

300 g cukru pudru
50 g masła
120 g kremowego serka typu Philadelphia

Cukier ucieramy mikserem wraz z masłem, kiedy się połączą dodajemy serek. Miksujemy jeszcze 3 min. Krem możemy nakładać łyżeczką, bądź rękawem cukierniczym (jeśli chcemy stworzyć jakąś fikuśną dekoracje, lepiej włożyć krem jeszcze na 15 min do lodówki). 
Na górze dekoracyjnie położyć możemy marchewkę z lukru plastycznego. Wystarczy odrobina pomarańczowego (bądź czerwonego i żółtego) i zielonego barwnika.

Smacznego! :)






Przepis, którym się posiłkowałam znajdziecie tutaj.

czwartek, 19 września 2013

Dżem winogronowy.

   Winogrona mojego taty przerosły w tym roku wszelkie oczekiwania. Są soczyste, intensywne w smaku i jest ich mnóstwo! Ostatnie moje przetwory z winogron były całkowicie przetarte i z pestek i ze skórek. Tym razem postanowiłam pozbyć się tylko tych pierwszych, by zmienić nieco fakturę. Efekt - troszkę więcej pracy, jednak są bardziej urozmaicone i przede wszystkim lepiej gęstnieją. Wydaje mi się (lecz nie sprawdzałam nigdzie), że właśnie w skórkach winogron pektyny jest najwięcej (w jabłkach to funkcjonuje bez dwóch zdań). Dżemik jest rześki i kwaskowaty, dla fanów słodszych przetworów - po prostu  dodać więcej cukru. Idealnie nada się do przekładania słodkich ciast, do rogalików czy babeczek, czy po prostu pieczywa. Można też jak Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście" - wyjadać go słonymi paluszkami wprost ze słoika, czytając Vouge.

1 i 1/2 kg czerwonych winogron oddzielonych od kiści
1 i 1/2 szklanki cukru

Winogrona myjemy, oddzielamy od kiści. Następnie pozbywamy się skórek. Takie czerwone winogrona ogrodowe wystarczy mocno ścisnąć dwoma palcami na jednym z końców. Zielona kulka bez problemu wyskakuje nam ze skórki. Wnętrze winogron wrzucamy do garnka z grubym dnem, zaś skórki odkładamy obok do miseczki (nie wyrzucamy, bo będą nam jeszcze bardzo potrzebne!).
Kiedy mamy już oskubane wszystkie owoce, garnek stawiamy na średnim ogniu, zasypujemy cukrem i mieszając czekamy, aż wypuszczą dużo soku i się rozgotują. Gdy to nastąpi przecieramy miąższ przez sito, by pozbyć się pestek.. Przetarte puree winogronowe wlewamy znów do garnka (wcześniej musimy go przepłukać, by nie pozostały w nim pestki), dodajemy do niego wcześniej odłożone skórki i smażymy na małym ogniu od 35 - 50 min. W zależności jaki stopnień zgęstnienia preferujemy.
Gotowy dżem przelewamy na gorąco do słoiczków, mocno zakręcamy i stawiamy do góry dnem. Mi szczęśliwie zostało jeszcze trochę w miseczce, więc mogę pałaszować od razu. :)




środa, 18 września 2013

Lukier plastyczny.

   Lukier plastyczny idealnie nadaje się do dekoracji tortów, cupcaków, niektórych ciast. Możemy pokryć je nim całkowicie, z wierzchu, wedle uznania. Dzięki niemu można tworzyć wspaniałe torty w stylu angielskim. Ale to nie jedyne jego zastosowanie. Działa niczym modelina. Z której można stworzyć największe cuda, wystarczy trochę chęci i pomysłu, a jeśli ktoś posiada jakiś talent plastyczny - istny raj! Nawet taki lewus jak ja jest w stanie stworzyć coś w miarę wyglądającego, a co dopiero utalentowany szczęśliwiec. Zabawa z lukrem pomaga nawet na chandrę i zły dzień. Człowiek przypomina sobie dzieciństwo i od razu troski mijają. Choć na chwilę.

Składniki (starczają na pokrycie tortu o średnicy ok. 25 cm):

900 g cukru pudru
30 g glukozy
20 g żelatyny
60 ml gorącej wody
10 g masła

Do miseczki nalewamy gorącą wodę. Dodajemy do niej żelatynę, namaczamy ją chwilę i mieszamy do rozpuszczenia. Następnie dorzucamy do tego glukozę i znów kręcimy. Do dużej miski, bądź na stolnicę wysypujemy 500 g cukru pudru. Nalewamy na cukier naszą miksturę i masło, zaczynamy łączyć ze sobą zagniatając i podsypując stopniowo dodatkowy cukier puder. 
Ważne jest by nie wrzucać od razu całego cukru, gdyż może się okazać, że wystarczy go mniejsza ilość.
Masa powinna dobrze się ugniatać, na samym końcu nie kruszyć się zbytnio, tylko lekko lepić.

Najlepiej rozwałkowywać ją na blacie posmarowanym olejem, inną opcją jest też podsypywanie cukrem pudrem bądź skrobią ziemniaczaną, lecz on utwardza trochę naszą masę i staje się bardziej krusząca.
Koloryzować można najróżniejszymi barwnikami spożywczymi. Wystarczy odrobina na wykałaczce wyrobiona z lukrem, by uzyskać przepiękny kolor.

Lukier nie najlepiej współpracuje z bitą śmietaną, dużo lepiej będzie leżał i zachowywał się na kremach maślanych lub budyniowych. 

Możemy z niego lepić, formować, elementy najlepiej łączyć lukrem królewskim, bądź roztopionymi piankami marshmallow. Jeśli coś nam zostanie spokojnie można zawinąć w folię spożywczą i przechowywać w lodówce. Po wyciągnięciu należy jedynie rozgrzać w dłoniach masę i wyrobić, by z kamienia przemieniła się w swe plastyczne alter ego.

Zabawa z lukrem naprawdę rozluźnia i uspokaja, człowiek zapomina o problemach. Bynajmniej ja. ;)





wtorek, 17 września 2013

Roladki z karmelizowanymi gruszkami z wanilią i mascarpone.

   Od tygodnia chodziła mi po głowie babcina rolada. Nie jadłam jakiejkolwiek tak dawno, że już nieprawda. Puszysty biszkopt, konfitura i bita śmietana...robiła ją zawsze na największe święta rodzinne. Jako, że często nie mam jak na nich być, sporo opuściłam i w ten smętny deszczowy dzień postanowiłam nadrobić. Nie  chciałam robić zbyt dużego ciasta, więc zrobiłam dwa, ale małe. W najzwyklejszej prostokątnej formie 25 x 36 upiekłam biszkopt i podzieliłam na pół. Wyszły z tego dwa przepyszne ruloniki.
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by upiec większą, standardową roladę. Składniki trzeba będzie jedynie pomnożyć razy dwa.

Najgorsze jednak było to, że nie mogłam się dodzwonić do mamy, by spytać się o przepis na biszkopt, zmuszona do improwizacji przeszukałam internet i zdecydowałam się na ten.

Ciasto:

3 jajka w temperaturze pokojowej
3 łyżki gorącej wody
90 g cukru
50 g mąki
szczypta soli

Nastawiamy piekarnik na 180 stopni. Oddzielamy żółtka od białek i wkładamy do osobnych mis. Na żółtka wysypujemy cukier, starając się zasłonić nim w całości jajka, a następnie wlewamy wodę. Miksujemy na ładną, puszystą masę, bez śladów kryształków cukru. Mąkę przesiewamy, partiami wsypujemy do masy jajecznej i łączymy z nią łyżką. Białka wraz ze szczyptą soli ubijamy na sztywno. Następnie do białek dolewamy ciasta i łączymy szpatułką. Wylewamy na wcześniej przygotowaną i wyłożoną papierem do pieczenia formę. Pieczemy 15-20 min. Pod koniec sprawdzamy stopień zarumienienia (nie może być zbyt ciemne), a ostatecznie patyczkiem, czy ciasto jest już gotowe.
Po upieczeniu wykładamy na blat i delikatnie odrywamy od papieru do pieczenia. Odstawiamy do ostygnięcia. Dzielimy na połowę (dłuższy bok).

Gruszkowe nadzienie:

5 twardych gruszek
1 i 1/2 łyżki miodu
ziarenka z 1/2 laski wanilii

Gruszki obieramy ze skórki, usuwamy gniazda nasienne i kroimy w kostkę. Na patelnię wylewamy miód, a później dodajemy nasze gruszki. Smażymy od 5 - 7 min, aż nabiorą wspaniałego złotego koloru i nasiąkną aromatem oraz słodyczą miodu. 1/6 zawartości patelni odkładamy, a resztę wrzucamy do misy, dodajemy ziarenka wanilii i blendujemy, tworząc gruszkowy mus.
Odstawiamy następnie do ostygnięcia.

Poncz do nasączania:

1 łyżka ekstraktu z wanilii
50 ml wody
łyżeczka cukru waniliowego

Całość mieszamy w pojemniczku, a następnie łyżeczka po łyżeczce delikatnie nasączamy nasze biszkopty.

Po nasączeniu, gdy nasz mus ostygnął dzielimy go na dwie części i rozprowadzamy równomiernie po całości naszego ciasta.

Krem:

250 g serka mascarpone
100 ml śmietany kremówki
1 i 1/2 łyżki cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

Serek wraz z kremówką ubijamy na sztywno. Pod koniec miksowania dodajemy cukier puder i ekstrakt. Mieszamy do uzyskania jednolitej masy.

Po jednej trzeciej kremu dzielimy na obie rolady i kładziemy je na mus. Resztę odstawiamy. Rozprowadzamy równomiernie na całej powierzchni. Kiedy to zrobimy sięgamy do patelni z resztą karmelizowanych gruszek i przy jednym, dłuższym końcu nakładamy wąską warstwę owoców. Całość następnie delikatnie zwijamy, tak by gruszki znalazły się w samym środku ciasta.

Resztę kremu rozprowadzamy na wierzchu i bokach rolady.

Dodatkowo:

30 g płatków migdałowych - migdały delikatnie podprażyć na patelni.

Płatkami dekorujemy wierzch ciasta.

Gotowe!







poniedziałek, 16 września 2013

Ciastka obłędnie czekoladowe.

Czekolada, czekolada i czekolada...dokładnie razy trzy! Ciastka chrupkie z zewnątrz, ciągnące w środku, łaciate jak krowa i słodkie jak marzenia. Na podwieczorek z mlekiem, połączenie idealne. Do tego książka, albo jakaś komedia romantyczna z koleżanką obok na kanapie. Cudo!:)

Składniki na 20 ciasteczek:

160 g gorzkiej czekolady
210 g cukru pudru
40 g kakao
1 i 1/2 łyżeczki mąki kukurydzianej
2 białka z dużych jajek
szczypta soli
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

110 g czekolady rozpuszczamy w kąpieli wodnej i odkładamy do ostygnięcia. Piekarnik nastawiamy na 190 stopni. Resztę czekolady kroimy w drobniutkie kosteczki.
Do miski wsypujemy 85 g cukru pudru, kakao, sól i odstawiamy na bok. Przygotowujemy sobie kolejne 85 g cukru w jakimś pojemniku i zaczynamy na sztywno ubijać białka w misie miksera. Pod koniec ubijania łyżka po łyżce dodajemy wcześniej odłożony cukier puder. Miksujemy do uzyskania białej, błyszczącej masy jajecznej. Kiedy to nastąpi zmniejszamy obroty i w partiach wsypujemy pozostałe suche składniki. Kiedy całość się połączy odstawiamy mikser i dodajemy rozpuszczoną czekoladę, a później tą w kosteczkach i łączymy z resztą. 
Ciasto będzie bardzo lepiące i gęste. Resztę cukru pudru wsypujemy do miseczki. Z ciasta lepimy małe kuleczki, a następnie dokładnie obtaczamy w cukrze pudrze. Kładziemy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia w mniej więcej 5 centymetrowych odstępach. Możemy je pozostawić takie kulkowate jak stworzyliśmy, bądź lekko przycisnąć w środku (wtedy ciastka rozejdą się bardziej na boki i powstanie coś na kształt dużych amerykańskich cookies).

Pieczemy 9-10 min, po wyciągnięciu przez chwilę trzymamy na blaszce, a następnie przekładamy na kratkę do ostudzenia. 






Oryginalny przepis znajdziecie tutaj.

Konfitura z aronii z dodatkiem jabłek i cynamonu.

   Pisałam już, że nie lubię aronii? To prawda. Nie mogę jej jednak odmówić właściwości leczniczych, mocy witamin, pozytywnego wpływu na organizm. Nie dość, że zapobiega procesom starzenia (co wiadomo jest rzeczą priorytetową dla kobiet), to dodatkowo obniża poziom cholesterolu, wzmacnia naczynia krwionośne, zmniejsza negatywne skutki promieniowania (od telewizora czy komputera, czy UV). Podsumowując - super!
Także rok w rok staram się coś z tej roślinki robić. Faworyt - nalewka aroniowa o smaku wiśniowym. Cudo. Nie na samym alkoholu jednak człowiek żyje. Zamknęłam w słoiczkach także konfitury z tego owocu. Zamaskowane trochę jabłkiem i cynamonem. :) Efekty - zadowalające. Konfitura jest o dziwo bardzo smaczna, jagody dobrze rozmiękły, a dodatki w postaci jabłek i cynamonu odmieniają smak i nadają wspaniałego aromatu. W dodatku, dzięki jabłku całość szybciej gęstnieje.

Składniki:

2 kg jagód aronii
1 kg kwaśnych jabłek
3 szklanki wody
1 kg cukru
cynamon do smaku - opcjonalnie

Aronię odrywamy z kiści, myjemy i wrzucamy do garnka wraz ze szklanką wody, zasypujemy cukrem i gotujemy (na początku ciągle mieszamy, kiedy puści sok tylko od czasu do czasu) Jabłka oczyszczamy z gniazd nasiennych i obieramy. Trzemy na tarce bądź kroimy w kosteczkę. Po godzinie gotowania dodajemy jabłka. Pozostałości po nich (gniazda nasienne i skórki) gotujemy w osobnym garnuszku wraz z 2 szklankami wody). Po ok 15 min, kiedy skórki będą już mocno rozgotowane przecedzamy i płyn dolewamy do naszej konfitury. Porządnie mieszamy, by rozprowadzić go po całości. Dodajemy cynamon i gotujemy do optymalnej dla nas gęstości.
Przelewamy następnie do słoiczków, mocno zakręcamy i stawiamy do góry dnem. Można też pasteryzować 15 min.




niedziela, 15 września 2013

Suflet czekoladowy.

   Kolejna rzecz za którą długo się zabierałam, słuch o jej kapryśności podcinał mi skrzydła. Wstrzymywałam się, aż do dziś, kiedy to z braku laku, bez większego oczytania, ot tak po prostu zrobiłam i wyszło. Może nie idealnie, ale w smaku nie pozostawiał wiele do życzenia. Całe zadanie przebiegało jednak w skupieniu i lekkich nerwach, a jako, że emocje przedostają się do jedzenia suflet wyrósł nieco krzywo...jakby wiercił się z niecierpliwości w piekarniku.

Składniki na 6 kokilek (w miarę małych):

120 g dobrej jakościowo, gorzkiej czekolady
120 ml mleka
15 g mąki kukurydzianej
2 jajka
80 g cukru pudru
szczypta soli
odrobina zimnego masła do wysmarowania kokilek

Składniki powinny być w temperaturze pokojowej (prócz masła do natłuszczenia foremek).

Kokilki smarujemy twardym kawałkiem masła po brzegach, robimy to kantem wykrojonej kosteczki masła i lecimy od samego spodu do góry, jakbyśmy chcieli narysować pionową kreskę. W ten sposób ciasto ma na czym się "oprzeć" i pędzi do góry.

Mleko w garnuszku doprowadzamy do wrzenia. Dodajemy mąkę kukurydzianą i energicznie mieszamy, by pozbyć się grudek. Trzymamy na ogniu (stale mieszając), aż masa nam się zagotuje. Zdejmujemy z palnika i dodajemy połamaną w kostki czekoladę. Mieszamy, aż do jej rozpuszczenia. Nastawiamy piekarnik na 195 stopni.

Oddzielamy żółtka od białek. Do masy (o ile nie jest gorąca już) dodajemy żółtka i chwilkę miksujemy, do połączenia składników. W drugiej misie ubijamy na sztywno białka wraz ze szczyptą soli . Pod koniec miksowania dodajemy cukier puder łyżka po łyżce.

Do naszej czekoladowej masy delikatnie przekładamy ubite białka i łączymy szpatułką. Nakładamy ciasto w kokilki, pozostawiając od góry 1/5 wolnego miejsca (nałożyłam po brzegi i z kilku mi wyleciało ciasto).
Formy powinniśmy przed włożeniem wytrzeć dokładnie na rantach, jeśli podczas wlewania coś nam się ubrudziło.

Wkładamy do piekarnika na 12 min. Jeśli chcemy mieć mocniej spieczone na 3 min dłużej.

P.S. Pod żadnym pozorem piekarnika nie otwieramy w trakcie pieczenia.

Podajemy od razu, na ciepło. Można udekorować prósząc cukrem pudrem, bądź startą czekoladą. Słodycz sufletu dobrze komponuje się z kwaskowatymi lekko malinkami, warto je mieć pod ręką. :)




Przepis, którym się posiłkowałam znajdziecie tutaj.


Żurawina.

   Pogoda nie rozpieszcza, szaro i buro za oknem. Niestety tak już może zostać na dłuższy czas. Przyda się więc jakaś bomba witaminowa! O żurawinie pisałam już troszkę na blogu w sierpniu. Wtedy to wraz z dziadkiem pojechałam na jej zbiór. Jest ona najzdrowsza surowa, tylko wtedy obdarza nas pełnią swoich zdrowotnych zalet. Istnieje sposób, by taką zamknąć w słoiczkach, pracochłonny, ale efekty są zaskakujące i wspaniale pyszne.

 Świeżą żurawinę, jeśli  jest jeszcze niedojrzała należy trzymać przykrytą pomiędzy dwoma ręcznikami, by nabrała wspaniałego czerwonego koloru. Trzeba ją przebierać, by zostały te piękne jagody, które dodawać będą nam siły w zimę. Kiedy owoce już dojrzeją należy je umyć i bardzo dokładnie osuszyć. Naprawdę porządnie suszymy, by nie było na nich ani kropelki wody (tak właśnie przestrzegała mnie moja babcia, która rok w rok robi wedle tego przepisu żurawiny). Ja suszyłam najpierw normalnymi kuchennymi ręcznikami, a później jeszcze papierowymi, by całkowicie zlikwidować wilgoć.

Składniki:

2 kg suchych, świeżych żurawin
2 kg cukru (zasada 1:1)

Suchą żurawinę mielimy maszynką. Dodatkowo blendujemy 7 minut, uzyskujemy piękną czerwoną papkę. Dodajemy cukier i...znów ucieramy blenderem, kolejne 7 min. Taką masę przekładamy do suchych, wyparzonych słoików. Zakręcamy bardzo mocno i odstawiamy. Kilka dni słoiczki powinny stać w dobrze oświetlonym miejscu, do czasu, aż wypuszczą sok. Dopiero wtedy możemy je włożyć do piwniczki czy szafki.

Żurawina jest przepyszna, troszkę konsystencją podobna do musu. Wspaniała do kanapek, mięs, ciast. Dobra w okresie choroby, przeziębienia, problemów z układem moczowym. Zachowuje wszystkie właściwości lecznicze, a nie psuje się ze względu na dużą zawartość cukru. Dlatego jest on niezbędny i nie polecam zmniejszać jego ilości.



sobota, 14 września 2013

Tęcza w słoiku - sernik na zimno przekładany galaretkami.

   Dziś przyszła do mnie w odwiedziny moja ulubiona mała dziewczynka. Jak wcześniej udało mi się dowiedzieć od jej mamy, miłośniczka sernika na zimno i wszystkiego, co kolorowe. Jako, że takim grzecznym, małym damom lubię robić niespodzianki, a dla szczerbatego uśmiechu jestem w stanie zrobić wiele, postanowiłam połączyć jej dwie miłości.
Zuzia była tak zachwycona, że dłuższą chwilkę patrzyła tylko na smakołyk, następnie (nie wiem jakim cudem) udało jej się zmieścić całość do swojego małego brzuszka, jej i tylko jej!

Serniki zrobiłam w słoiczkach, dość dużych, bo prawie pół litrowych. Składników starczyło na 4 porcje, myślę, że w mniejszych na ok 5-6. Oczywiście można zrobić standardowe ciasto w tortownicy. Wydaję mi się, że w formie 18-20 cm prezentowałoby się równie znakomicie.

Składniki:

750 ml jogurtu greckiego
100 ml śmietany kremówki
100 g cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
20 g żelatyny
14 dużych herbatników
50 g roztopionego masła
4 kolorowe galaretki

Dodatkowo:
200 ml śmietany kremówki
2 łyżki cukru pudru

Gotujemy wodę i rozpuszczamy galaretki w oddzielnych miseczkach (by szybciej tężały rozpuściłam je w  1,5 szklanki wody, nie w 2 jak to w przepisie na opakowaniu napisane).

Rozpuszczamy masło, herbatniki miażdżymy na piasek. Wlewamy masło do ciasteczek i mieszamy, aż do połączenia składników. Będą one spodem naszych serniczków. Nakładamy więc na sam dół słoiczków i ugniatamy.

Kiedy nasze galaretki będą już chłodne możemy zabrać się do dalszej pracy.

Jogurt miksujemy z cukrem pudrem i ekstraktem waniliowym, w osobnym naczyniu ubijamy śmietanę i delikatnie łączymy. Masę dzielimy na 4 części.

Do szklanki wlewamy odrobinę wrzątku, namaczamy żelatynę i mieszamy do pozbycia się grudek. Nakładamy do środka jedną łyżkę z jednej części naszej masy jogurtowej i kręcimy energicznie łyżką. Kiedy grudki znikną dolewamy do jednej z czterech miseczek i łączymy dokładnie. Jej zawartość przelewamy równomiernie do każdego słoiczka i wstawiamy na 10 min do zamrażarki.

Jedną z galaretek wkładamy do lodówki, by zaczęła szybciej tężeć.

Po wyjęciu z zamrażarki naszych słoiczków, wyjmujemy również galaretkę z lodówki. Jeśli jest nadal mocno lejąca, możemy całość odłożyć jeszcze do lodówki, bądź delikatnie wlewać po łyżce do środka. Kiedy galaretka znajdzie się w słoiku, znów wkładamy je na 10 min do zamrażarki i zaczynamy przygotowywać kolejną część masy jogurtowej postępując w ten sam sposób co wcześniej.

Wszystkie czynności po kolei powtarzamy, aż do wylania ostatniej galaretki i włożenia znów do zamrażarki, bądź tym razem, jeśli nie ma pośpiechu do lodówki.

Przed podaniem ubijamy kremówkę na sztywno, na sam koniec dodając cukru pudru. Jeśli jakieś galaretki nam zostaną, możemy pokroić je w kosteczkę. Krem nakładamy łyżką bądź za pomocą rękawa cukierniczego na wierzch galaretki. Opcjonalnie dekorujemy pokrojonymi w kawałki galaretkami.






Pizza ekspres.

   Zbieranie grzybów naprawdę uzależnia. Wstałam specjalnie z samiuśkiego rana, by jak najszybciej pojechać do lasu. Postanowiłam więc, że skoro już jestem w posiadania pięknych grzybków zrobię dziś na obiad pizzę leśniczego, z kurkami, podgrzybkami i kiełbasą jałowcową. Pycha!

Ciasto na pizzę zawsze robię w ekspresowym tempie, nie cierpię czekać na wyrośnięcie ciasta, trzymać go w cieple itd. Czasem wydaje mi się, że wystarczy obdarzyć ciasto uczuciem, a wyjdzie piękne i puszyste. Nie wolno oczywiście zapomnieć o drożdżach, jeśli tak się stanie, nawet przy największym uczuciu wyjdzie twardy placek. ;)

Opisze wam jak w ok. pół godziny przyrządzić sobie pyszną pizzę na obiad (jak się dobrze rozpędzę jestem w stanie zrobić 4 pizze w godzinę, od samego początku).

Ciasto na jedną pizzę o średnicy ok. 32 centymetrów:    

2 dag świeżych drożdży                                                
50 ml  zimnego mleka                                                  
50 ml wrzątku                                                            
szczypta cukru                                                          
szczypta soli                                                              
łyżka oliwy                                                                  
150 g mąki + 2 łyżki dodatkowo                                  

Dodatkowo:

pół puszki pomidorów, bądź passaty
ząbek czosnku, sól, pieprz, oregano, bazylia, zioła  prowansalskie, chilli, cukier - do smaku
7-8 plasterków kiełbasy jałowcowej
60 gram gotowanych grzybów (ulubionych)
120 gram ulubionego, startego sera
opcjonalnie - odrobina cebuli w piórkach



Drożdże kruszymy do miski, zalewamy mieszanką mleka i wody, mieszamy łyżką do rozpuszczenia drożdży. Dodajemy cukier, sól i 2 łyżki mąki. Lekko mieszamy i zostawiamy na chwilę.

Na patelnię wrzucamy pomidory i przyprawiamy, tak jak lubimy najbardziej. Ja używam wszystkich wyżej wymienionych ziół i przypraw. Gotujemy 5-10 min na małym ogniu, by sos się zredukował. Później pozostawiamy do lekkiego ostygnięcia.

Do naszego drożdżowego rozczynu dodajemy resztę składników - mąkę i oliwę. Ja przed wyrabianiem ręcznym ciasta mieszam je chwilę łyżką, smaruję ręce oliwą i wyrabiamy do uzyskania gładkiej konsystencji. Ciasto nie powinno być twarde, tylko lekko lepiące i delikatne. Pozostawiamy na chwilę w misie do wyrośnięcia.

W tym czasie nastawiamy piekarnik na 220 stopni. Trzemy ser, przygotowujemy nasze składniki - kroimy kiełbasę, cebulę, obgotowujemy grzyby (przynajmniej 10 min). Kiedy wszystko będzie gotowe ugniatamy jeszcze raz ciasto. Formujemy rękoma w płaski placek i rozciągamy palcami na papierze do pieczenia, ja ostatnio zaczęłam ciasto wałkować. Wychodzi wspaniale cienkie wtedy.

Surowy spód smarujemy sosem pomidorowym, na tym rozrzucamy starty ser, układamy składniki i wkładamy do piekarnika na ok 10 min. Pod koniec obserwując stopień zarumienienia.